Podróż Rozwiewanie mitów, czyli gdzie ten skansen? (Białoruś 2010)
Na Białoruś?! A po co? Przecież tam prawie nic nie ma. W dodatku nie lubią Polaków. A nie boisz się milicji? Brakowało jeszcze tylko tekstów o siepaczach Łukaszenki, którzy zarzynają turystów na ulicach i zjadają ich serca...
I właśnie z tego powodu zdecydowaliśmy się tam pojechać. Żeby przekonać się, że obraz Białorusi w polskich mediach jest mocno przekłamany, że żyją tam normalni ludzie i że pojęcie skansenu Europy funkcjonuje tylko w głowach ludzi o bardzo wąskim horyzoncie myślowym.
Czy się udało? A jakże... :)
Pomysł wykluł się w naszych (moim i dwóch kolegów) głowach raczej spontanicznie. Rozważaliśmy różne opcje na długi weekend (priorytety: ekonomicznie, niezbyt daleko, ciekawie), aż w końcu padło hasło Białoruś. Czemu nie? Trzy głosy za, zero przeciw, zero wstrzymujących się - jedziemy. Następne dni to przeglądanie netu, kontakt z konsulatem i kiedy procedura otrzymania prawa wjazdu do naszych sąsiadów stała się jasna, złożyliśmy wnioski.
W zasadzie wszystko jest proste, przynajmniej w naszym przypadku tak było. Jedynym utrudnieniem była konieczność podania danych osoby, do której jechaliśmy, ale udało się to rozwiązać dzięki wspaniałomyślności człowieka znalezionego na Hospitality Club, który podał nam swój adres. Zgodnie z przypuszczeniami okazało się, że nikt tego nie sprawdza i czuję, że przy podaniu fikcyjnych danych też dałoby się wjechać.
Wiza kosztowała 25 EUR + 18 PLN za obowiązkowe ubezpieczenie w TU Europa. Czas wydania wizy: 3-5 dni.
Kiedy już mogliśmy cieszyć wzrok widokiem wizy wklejonej do paszportu, pozostały sprawy organizacyjne. Orientacyjnie określiliśmy trasę, zakładając, że wszystko jest elastyczne i w razie konieczności będziemy ją modyfikować. Zebraliśmy nieco namiarów na przydatne miejsca typu hotel/kwatera i - ruszamy!
Z góry zastrzegam, że poniższe jest oparte na subiektywnych wrażeniach i doznaniach piszącego te słowa, który mimo permanentnego zachowywania czystości umysłu i stanu pełnej świadomości, mógł czegoś nie dostrzec bądź niewłaściwie zinterpretować :)

Miasto-bohater 2010-06-03
Brześć był na naszym planie podróży punktem "must see", co było dość oczywiste, jako że wjeżdżając na Białoruś przez Terespol, nie sposób tego miasta ominąć.
Ale zanim rzeczone trzy spragnione wrażeń indywidua mogły rozpocząć zapoznawanie się z dziedzictwem sąsiadów swoich, musiały przebrnąć przez cały korowód procedur granicznych. Z zainteresowaniem przechodzącym stopniowo w irytację spędziliśmy na przejściu ponad 1,5 godziny w oczekiwaniu na to, aż namaszczeni zostaniemy na godnych wjazdu. Piotr, właściciel i kierowca zielonej strzały, którą się przemieszczaliśmy, z obłędem w oczach biegał między okienkami podpisując i stemplując kolejne zezwolenia, deklaracje, formularze, kwity, etc, etc. Nie wiem i w zasadzie nie chcę już wiedzieć czemu to wszystko ma służyć, zwłaszcza, że faktyczna kontrola celna typu sprawdzanie bagaży, w ogóle nie miała miejsca.
Wymęczeni staniem na granicy, ok. 10 rano stanęliśmy przed wejściem do twierdzy brzeskiej. Brześć to jedno z miast byłego ZSRR, które otrzymało miano "города - героя" - miasta-bohatera, zasłużonego w walkach podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej jak określana jest II WŚ.
Twierdza powstała w wieku XIX, ale tak naprawdę w działaniach wojennych wykorzystana została dopiero w czasie II wojny. W I wojnie Rosjanie oddali ją bez walki. We wrześniu 1939 w twierdzy broniła się załoga polska, ale wobec znacznej przewagi Niemców, poddała się po trzech dniach. Już dwa lata później to Rosjanie znaleźli się w roli obrońców, i również oni musieli ulec wojskom hitlerowskim.
Zachowały się znaczne fragmenty budowli, zarówno mury otaczające twierdzę jak i część budynków wewnątrz. Po wojnie wybudowano monumentalne wejście do twierdzy, oraz gigantyczny pomnik wewnątrz, pod którym znajdują się tablice upamiętniające poległych.

Prużany 2010-06-03
To, co rzuciło nam się w oczy po wjeździe w głąb kraju, to zaskakująco dobry stan dróg. Mając w pamięci fatalne, dziurawe nawierzchnie na Ukrainie, spodziewaliśmy się czegoś podobnego. Tymczasem bardzo miłe zaskoczenie, w którym trwaliśmy już do końca pobytu.
Do Prużan dojeżdżamy wczesnym popołudniem, niestety pogoda zmienia się diametralnie. W 100% potwierdza się prognoza, którą przed wyjazdem sprawdzaliśmy każdego dnia, mając nadzieję na cztery dni słońca. Przy okazji - polecam http://pogoda.by
O Prużanach wiedzieliśmy bardzo niewiele i raczej traktowaliśmy je jako przystanek w drodze na wschód. Dość pobieżnie obejrzeliśmy znajdującą się w centrum cerkiew oraz sąsiednie sukiennice. Po dojechaniu do pałacu Szwykowskich rozpadało się na dobre, więc musieliśmy sobie darować spacer po przyległym parku.

W dobrach Sapiehów 2010-06-03
Jako, że prognozie pogody można było zaufać, wiedzieliśmy, że zanim dojedziemy do Różan powinno pojawić się słońce. I rzeczywiście, piękne ruiny (czy ruiny mogą być piękne?) pałacu Sapiehów przyszło nam podziwiać w iście letnich okolicznościach przyrody.
XVI-wieczna budowla obecnie jest cieniem samej siebie, pozostały zaledwie jej fragmenty, aczkolwiek i one robią wielkie wrażenie. Aktualnie frontowa część pałacu, brama wjazdowa oraz przyległe do niej budynki, są remontowane z funduszy państwa białoruskiego. Jak się potem okaże, to jeden z wielu zabytków, na które "tyran Łukaszenka" wyłożył niemałe zapewne środki.
W centrum miasteczka znajdujemy kościół katolicki pw. Trójcy Świętej, który zwiedzamy dzięki otwartości opiekującego się nim polskiego księdza. Widoczne było, że dużą radość sprawia mu wizyta rodaków.

Baranowicze 2010-06-03
Baranowicze wybraliśmy sobie jako punkt wypadowy do kilku okolicznych miejscowości. Nie udało nam się wcześniej znaleźć nikogo na Hospitality Club czy Coach Surfing, kto mógłby nam pomóc w kwestii zakwaterowania, zmuszeni więc byliśmy do skorzystania z oferty hotelowej. A hoteli w tym ponad 150-tysięcznym mieście udało nam się znaleźć aż trzy, z tego dwa położone były w idealnym miejscu, w samym centrum. Taka a nie inna oferta spowodowała, że już po 15 minutach od wjazdu do miasta mogliśmy odebrać klucze do pokojów.
I tu chwila na dygresję. Hotele na Białorusi są stosunkowo drogie. W naszym przypadku relacja jakość/cena była bardzo na naszą niekorzyść. Za 60 PLN od osoby otrzymaliśmy pokój, w którym nie do końca domykały się okna (to akurat problemem nie było, jako że zaduch i tak powodował, że musiały być cały czas otwarte), łóżka były dziwnie krótkie, wystrój wnętrz aż się prosił o solidną renowację, a najlepiej generalny remont. Ciekawa była kalkulacja ceny pokojów. Pokój dwuosobowy składał się z dwóch pomieszczeń i łazienki; były w nim trzy łóżka. Zapytaliśmy więc o możliwość zakwaterowania całej naszej trójki w takim pokoju, co pani w recepcji widziała jakoś niechętnie. Przekonała nas argumentem finansowym - opcja trzech osób w dwójce była tylko o 2 dolary tańsza od wzięcia tejże dwójki i jedynki :) Minusem było jeszcze to, że nasz hotel (Komsomolskij) nie prowadził stołówki, więc na śniadanka musieliśmy wędrować do sąsiedniego Horyzontu bądź gdzieś na miasto.
W Baranowiczach zasadniczo nic ciekawego, poza cerkwią w centrum nie znaleźliśmy, ale za to spotkaliśmy grupę sympatycznych ludzi, z którymi przez dwa wieczory prowadziliśmy długie dyskusje na tematy wszelkie.
Wbrew opinii lansowanej przez wielu "światłych" polskich polityków i historyków, Białorusini posiadają swoją świadomość i tożsamość narodową. W bardzo logiczny sposób młodzi ludzie przeprowadzili dla nas wykład nt. bezpośrednich związków obecnych Białorusinów z Księstwem Litewskim. To w końcu tutaj (a dokładnie w Nowogródku) książę Mendog założył swoją stolicę, a następnie koronował się na króla. To również tutaj mówi się językiem znacznie bardziej zbliżonym do starorusińskiego, który dominował w Księstwie. Obecni Litwini to naród bałtycki, którego przodkowie stanowili zaledwie niewielki odsetek ludności WKL. Białorusini mają więc pełne i uzasadnione prawo do czucia się potomkami i spadkobiercami jednego z potężniejszych narodów i krajów XIV/XV wieku.
W Baranowiczach mieliśmy pierwszy i jedyny bliższy kontakt z białoruską milicją. Jako, że wieczór na mieście w gronie kilkunastu osób nieco nam się przedłużył, tuż przed zamknięciem ogródka piwnego zakupiliśmy trochę butelek aby kontynuować dyskusje na pobliskich ławeczkach. Na Białorusi funkcjonuje zakaz sprzedaży i spożywania alkoholu po godz. 24 na ulicy, możliwe jest to tylko w lokalach typu restauracja czy klub. Już po kilku minutach koło nas zaparkował gazik z dwoma umundurowanymi panami i jako, że stałem najbliżej, w dodatku z piwem w łapie, zostałem grzecznie poproszony do pojazdu. Wybronili mnie na szczęście nowopoznani znajomi, którzy wyjaśnili, że "on pierwszy raz na Białorusi, turysta, zagadaliśmy się", etc. Potem nastąpiło komisyjne wylanie piwa na ziemię :( i przenieśliśmy się do klubu bilardowego :).

Radziwiłłowskie włości - Nieśwież 2010-06-04
Ponownie, zgodnie z prognozą, spadł deszcz. Pechowo tego dnia zaplanowaliśmy m.in. odwiedzenie włości potężnego rodu Radziwiłłów w Nieświeżu i Mirze. Po niespełna godzinie od wyjazdu z Baranowicz, zaparkowaliśmy pod katolickim kościołem pw. Bożego Ciała, wybudowanym w końcu XVI w. Fundatorem był oczywiście książę Mikołaj Radziwiłł "Sierotka".
Co do pochodzenia przydomku "Sierotka" funkcjonują różne wersje. Najbardziej prawdopodobną jest ta, że Mikołaj zawsze bardzo użalał się nad sobą, a zwłaszcza nad stanem swego zdrowia. Dziś pewnie zostałby nazwany hipochondrykiem :)
Kościół robi ogromne wrażenie. Rozmach i przepych wystroju świadczy o wielkiej majętności rodu fundatora. W jego podziemiach spoczywają zwłoki około setki zmarłych rodziny Radziwiłłów.
Zespół zamkowo-pałacowy, który wpisany jest na listę dziedzictwa UNESCO, wybudowany został w stylu renesansowo-barokowym na przełomie XVI i XVII wieku, w miejscu średniowiecznego zamku. Przez długie lata po II wojnie światowej pałac był systematycznie dewastowany i popadał w ruinę. Dopiero uznanie go za pomnik historii Białorusi oraz wpisanie na listę UNESCO zapoczątkowało proces przywracania mu dawnej świetności, aczkolwiek wg wielu architektów prace nie do końca prowadzone są poprawnie i w zgodzie z pierwotnymi planami.

Burzowy Mir 2010-06-04
Zamek w Mirze, również znajdujący się na liście UNESCO, ma dość burzliwą historię. Często zmieniał właścicieli, aczkolwiek najdłużej przebywał w rękach Radziwiłłów. Ostatnimi właścicielami byli Mirscy, którzy posiadłością cieszyli zaledwie czterdzieści kilka lat, do roku 1939.
Zamek bardzo ucierpiał zarówno podczas wojen ze Szwecją, później wojen napoleońskich, wreszcie w czasie wojen światowych. Kolejne odbudowy i przebudowy sprawiły, że budowla ewoluaowała od stylu późnogotyckiego do dzisiejszej postaci.
Jako, że lał deszcz, a wnętrza obejrzeliśmy w nieco ponad pół godziny (ekspozycja jest dość skromna), musieliśmy darować sobie spacery wokół zamku i po miejscowości. Mieliśmy teraz dylemat - czy wracać do Baranowicz i spędzić resztę deszczowego dnia w jakiejś knajpce, czy też zaryzykować i pojechać dalej, do Nowogródka, z nadzieją na choćby nieśmiałe promyki słońca. Jak się później okazało, wybór bramki nr 2 okazał się trafny.

W stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego 2010-06-04
W Nowogródku lądujemy w centralnym punkcie miasta, przy placu Lenina (taką nazwę noszą zresztą główne place wielu białoruskich miast), dawnym Rynku. I nie pada! Co więcej, zrobiło się ciepło i słonecznie! No po prostu miodzio... :)
Zwiedzanie zaczynamy od polskiego kościoła. Długie lata powojenne, kiedy kościół pełnił funkcje bynajmniej nie sakralne, przyniosły znaczne szkody wnętrzu. Wilgoć, grzyb, odpryski tynku, wypaczone obrazy - tutaj bardzo potrzebna jest interwencja konserwatorów. W tej intencji wrzucamy kilka banknotów do skarbonki. To samo zresztą czynimy w większości odwiedzanych miejsc, gdzie prowadzone są zbiórki na cele renowacyjne.
Przy kościele kiedyś funkcjonował klasztor prowadzący szkołę, do której uczęszczali Adaś i Jaś, nie mający jeszcze zapewne pojęcia, że wyrosną na poetów, których twórczość będą zgłębiać kolejne pokolenia. Po ukończeniu tejże szkoły, Adam Mickiewicz i Jan Czeczot naukę kontynuowali w Wilnie.
Jako się już wcześniej rzekło, Nowogródek kilkaset lat temu był centrum powstającego Księstwa Litewskiego. Obecnie jedyną pozostałością z tamtych czasów są ruiny zamku wybudowanego w XIII wieku przez księcia Mendoga. A w zasadzie nawet nie ruiny zamku, a resztki dwóch wież i fragment muru. Coś ostatnio słychać, że zamek ma zostać częściowo zrekonstruowany.
Ze wzgórza zamkowego rozciąga się widok na drewnianą zabudowę Nowogródka oraz okoliczne pola i lasy. Mendog trafnie wytypował lokalizację, do celów obronnych nadawała się znakomicie.
Po sąsiedzku usypano kopiec Mickiewicza, niewysoki raczej, ale na pierwszy rzut oka dobrze rokujący w kwestii widoku na okolicę. I tu zaskoczenie - ze szczytu pewnie świetnie byłoby widać ruiny zamku oraz sąsiednią farę, gdyby nie... drzewo! Swoją koroną idealnie zakrywa cały widok. A można by je było chociaż przyciąć od góry... To co chcieliśmy zobaczyliśmy więc jedynie oczyma wyobraźni.
Po kilkunastu minutach spaceru trafiamy do dworku Mickiewiczów, gdzie Adam spędził swoją młodość. Jeśli mnie obliczenia nie mylą, w obecnym budynku wieszcz jednak nie mieszkał, jako że powstał on (dom, nie Mickiewicz) w połowie XIX wieku w miejscu dworku, który uległ pożarowi. Wnętrza są bardzo typowe dla tego rodzaju muzeów - rekonstrukcja wyposażenia i mebli, portrety, rękopisy... W każdym pokoju na ścianie tabliczka z opisem kolejnego etapu w życiu wieszcza, od narodzin do śmierci w Turcji. Po obejrzeniu tejże ekspozycji zostaliśmy sprowadzeni przez panią kustosz do piwnic, gdzie urządzono dziwną galerię obrazów. Malowidła współczesne, nie koniecznie mające coś wspólnego z Mickiewiczem czy Białorusią, zajmują kilka pomieszczeń. Generalnie - po mojemu bez sensu zupełnie. Widocznie jednak ktoś uznał, że ze cenę biletu (ok. 4.000 BLR, czyli 4 PLN), zasługujemy na obcowanie ze sztuką przez małe "sz".
Wracamy nieśpiesznie do samochodu, delektując wzrok kolorowymi, drewnianymi domkami. Na moment zatrzymujemy się przy meczecie, niestety wejście jest zamknięte.

Świtezianka 2010-06-04
No i nie pokazała się :( Bardzo liczyliśmy na nimfę wyłaniającą się z jeziora, ale niestety... Musieliśmy zadowolić się figurką Świtezianki ustawioną kilka metrów od brzegu. Jestem w stanie jednak uwierzyć, że "chłopiec piękny i młody" z ballady, a nawet sam Mickiewicz, mogli spotkać piękną kobietę wyłaniającą się z jeziora, Białoruś jest bowiem wg mnie prawdziwym zagłębiem uroczych niewiast.
Samo jezioro ma niewątpliwie swój urok. Pięknie położone wśród lasów zachęca do wypoczynku, przysiądnięcia na brzegu i rozkoszowania się ciszą. Bo mimo, że jest tak sławne i położone bardzo blisko drogi Nowogródek - Baranowicze, nie jest oblegane przez dzikie tłumy.
Wspomniana figurka Świtezianki znajduje się na terenie sanatorium (pierwszy zjazd na Świteź w lewo, jadąc od strony Nowogródka), do którego wejście możliwe jest zasadniczo tylko dla gości ośrodka. Jednak wystarczyło grzecznie zapytać, a strażnik zezwolił na wejście w celach fotograficznych.

W domu rodzinnym wieszcza 2010-06-04
Zaosie znaleźliśmy przez przypadek. Mapa, którą posiadaliśmy, nie zawierała bowiem w swoim spisie takiej miejscowości. Wiedzieliśmy tylko, że znajduje się ona gdzieś w pobliżu Nowogródka. Tylko spostrzegawczości Piotra, który zwrócił uwagę na przydrożną tabliczkę "muzeum - siedziba Adama Mickiewicza" zawdzięczamy wizytę w miejscu, gdzie wg niektórych źródeł urodził się poeta (inne wskazują na Nowogródek). Wąska droga (ale asfaltowa i równa!) prowadziła przez bardzo malowniczą wieś Miadnieziewicze. Nie mogliśmy się oprzeć pokusie sfotografowania domków i po chwili przez wieś przemieszczał się dziwny pochód - przodem ja i Mariusz z aparatami w ręku, za nami Piotr w samochodzie. Towarzyszyły nam ciekawe spojrzenia miejscowych :)
Kiedy po chwili dotarliśmy do Zaosia, chcieliśmy już tam zostać. Drewniany, niedawno zrekonstruowany dwór z zabudowaniami gospodarczymi, studnia z żurawiem, staw, a wokół - przestrzeń! Nie licząc kilku domów we wsi, po horyzont łany zboża i traw. Cisza przerywana świergotem ptaków i brzęczeniem owadów. Zapach drewna i rozgrzanej ziemi. Zgodnie stwierdziliśmy, że tak powinno wyglądać własne miejsce na ziemi... Sielanka, spokój...

Lida 2010-06-05
W sobotę rano ruszamy z Baranowicz w kierunku Grodna. Krótki postój robimy we wsi Mickiewicze, gdzie uzupełniamy płyny w sklepie typu "GS" podziwiając cerkiew.
Na dłużej zatrzymujemy się w Lidzie, której głównym zabytkiem jest XIV-wieczny zamek wybudowany przez Giedymina. Aktualnie na zamku prowadzone są prace rekonstrukcyjne, przez co zwiedzanie jest dość ograniczone, budowlańcy zezwolili nam jednak na wejście na dziedziniec.
Pod zamkiem trafiliśmy na inscenizację bardzo ważnego wydarzenia historycznego. Otóż do urzędującego wówczas w lidzkim zamku Witolda przybył poseł krzyżacki, namawiając do zaniechania stanięcia po stronie Jagiełły w zbliżającym się konflikcie polsko-krzyżackim. Witold oczywiście nie uwierzył w deklaracje pomocy w wojnie z księstwem smoleńskim, kwitując obietnicę słowami: "Już wy raz pomogliście władcom polskim w zdobyciu Pomorza!". Na coraz agresywniejsze słowa Krzyżaka zareagował jeden z witoldowych rycerzy, wzywając Niemca do stanięcia na ubitej ziemi. Ponieważ ten zgodził się zrzec immunitetu poselskiego, Witold wydał zgodę na pojedynek. Obaj dżentelmeni tłukli się z zapałem i zgodnie z prawdą historyczną wygrał "nasz". Sytuacja cała świadczyła o jednoznacznym opowiedzeniu się Litwy po stronie Polski i już wkrótce potęga krzyżacka dostała niezłego łupnia :)

"Dziwny jest ten świat..." 2010-06-05
Wasiliszki były żelaznym punktem programu, a postaci Czesława Niemena i jego twórczości nie trzeba chyba nikomu przybliżać. Ciekawi byliśmy miejsca, gdzie urodził się i wychował artysta, noszący wówczas nazwisko Wydrzycki.
Wasiliszki obecni podzielone są na dwie miejscowości. Starsza wieś, nosząca obecnie nazwę Stare Wasiliszki, wyraźnie zdominowana została przez wyrosłe obok miasteczko Nowe Wasiliszki, które początkowo było jedynie kolonią. Tutaj w ostatnich latach wybudowano w zasadzie całkiem nową miejscowość, z budynkiem administracji lokalnej, domami, szkołą. Wszystko nowe, zadbane, czyściutkie.
Niemen mieszkał w starej części, do której kierują nas napotkani młodzi ludzie. Zauważamy na jednym z pierwszych domów małe biało-czerwone flagi. Po zatrzymaniu odczytujemy kartkę, że oto stoimy przed domem "naszego rodaka, wielkiego polskiego piosenkarza, muzyka i kompozytora". Dowiadujemy się też, że w tym roku planowane jest tu otwarcie muzeum.
Wieś składa się z zaledwie kilkunastu drewnianych domów, taka typowa ulicówka. Na jej końcu łatwo dostrzec strzeliste wieże kościoła. Postanawiamy zagadnąć mężczyznę, który w szortach i kapeluszu kosi trawę wokół świątyni. Okazuje się być polskim księdzem, który od 10 lat prowadzi tutejszą parafię. Jest prawdziwą kopalnią informacji i ciekawostek, co skrzętnie wykorzystujemy. Pierwsze pytanie, jakie ciśnie się na usta, to po co w tak małej wsi tak potężny kościół, szczególnie że w Nowych Wasiliszkach jest kolejny. Okazuje się, że w czasie gdy kościół był budowany, na pocz. XX wieku, parafia tamtejsza liczyła ponad 12.000 dusz. Dziś zostało jedynie ok. 800...
Dowiadujemy się też, że polskie napisy które znajdowały się na filarach przy wejściu do kościoła (nie wiem, czy na zdjęciu dobrze to widać), głównie o treści dziękczynnej dla darczyńców, zostały zapaćkane betonem na rozkaz oficera KGB (choć inna wersja mówi, że stało się to wcześniej za przyczyną oficera carskiego).
Dłuższą chwilę rozmawiamy na tematy lekko polityczne, wychodząc ze słusznego założenia, że katolicki ksiądz, Polak, jest bezstronnym obserwatorem życia codziennego na Białorusi. Trochę chyba chcieliśmy sprawdzić, czy wcześniej spotkani ludzie, bynajmniej nie narzekający na rząd, nie ukrywali przed nami realiów. No bo przecież Łukaszenka to potwór! :) Tymczasem ksiądz ze swego rodzaju uznaniem wypowiadał się na temat tego, co prezydent robi dla obywateli, szczególnie tych najuboższych. No i podobno prawdą jest, że Aleksander wizytuje regularnie kraj sprawdzając, czy administracja państwowa działa jak należy, czy zboże zostało zebrane na czas, czy drogi nie są dziurawe... W oczach większości Białorusinów jest dobrym gospodarzem, więc nie budzi zdziwienia fakt, że poparcie utrzymuje się cały czas na wysokim poziomie. Kościół katolicki i cerkiew utrzymują cały czas niezależność i nie biorą udziału w aktywności politycznej.

Grodzieńszczyzna 2010-06-05
Półtoradniowy pobyt w Grodnie byłby pewnie zwykłą turystyczną wizytą, gdyby nie fantastyczni ludzie, których mieliśmy przyjemność tam poznać. Przed wyjazdem nawiązałem kontakt z Natalią, która zadeklarowała pomoc zarówno w kwestii noclegu, jak i poznania miasta i okolic. Przyznać muszę, że w swoim życiu nigdy jeszcze nie spotkałem się z taką gościnnością i życzliwością. Nie dość, że Włodek i Natalia przygarnęli nas pod swój dach, to jeszcze poświęcili praktycznie cały weekend żeby pokazać nam to, co w ich mieście najcenniejsze. Życzyłbym sobie i wszystkim podróżnikom takich spotkań na szlaku w przyszłości.
Sobotnie popołudnie spędziliśmy zwiedzając najbliższą okolicę, miejsca do których pewnie nigdy byśmy nie trafili. Zaczęliśmy od położonego na obrzeżach Grodna fortu nr 2, fragmentu Grodzieńskiego Rejonu Umocnionego, który wykorzystywany był w walkach w czasie II wojny światowej.
Kierując się dalej w stronę miejscowości Sapoćkin, zatrzymujemy się we wsi Świack, gdzie znajduje się zapuszczony budynek dawnego szpitala dla narkomanów. Znamienne, że dziedziniec przed wejściem porastają maki :) Budynek oraz pobliskie stawy znajdują się aktualnie w rękach prywatnych. Biorąc pod uwagę potencjał tego miejsca, idealnym rozwiązaniem wydaje się wykorzystanie go w charakterze hotelu, może ośrodka szkoleniowego.
Nieco dalej trafiamy do wsi Radziwiłki, należącej swego czasu, jak sama nazwa wskazuje, do rodziny Radziwiłłów. Posiadali tu niewielką posiadłość, dworek z zabudowaniami gospodarczymi, które niestety teraz można obejrzeć tylko zza ogrodzenia. Porastające cały teren chwasty nie przeszkodziły by co prawda w eksploracji, ale niestety mieszkający po sąsiedzku stróż kategorycznie odmówił wpuszczenia nas za bramę.
Zaraz za Sapoćkinem docieramy do głównego celu przejażdżki, czyli Kanału Augustowskiego. Jak wiadomo, kanał swój początek bierze w Augustowie, by niedalego Grodna połączyć się z Niemnem. Gdyby więc granice były otwarte, można by kajakiem przeprawić się z Polski na Litwę via Białoruś. Mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi...
Nad kanałem zaglądamy do dwóch miejscowości, Dąbrówki i Niemnowa, gdzie znajdują się śluzy, dzięki którym możliwa jest przeprawa drogą wodną mimo różnicy poziomów. Na szczególną uwagę zasługuje ta w Niemnowie, wybudowana przez brata Joachima Lelewela, bodajże jedyna śluza czterokomorowa. Trzeba zauważyć, że stan śluz, zagospodarowanie terenu wokół kanału, o niebo przewyższ to co zastaniemy po polskiej stronie. Państwo białoruskie wpompowało potężne pieniądze w renowację szlaku i efekty są naprawdę zachwycające. Jest to idealne miejsce dla ludzi ceniących sobie kontakt z przyrodą w ciszy i spokoju. Nawet brak infrastruktury gastrononicznej jest moim zdaniem zaletą, jako że w takim miejscu mieszkanie w namiocie i przygotowywanie samodzielnie posiłku może być tylko przyjemnością.
Wspomnieć należy o człowieku, który zasługuje na miano Mohikanina :) Ciekawostkę tę opowiedziała nam oczywiście Natalia (dzięki!). Mianowicie przy niedużym parkingu zlokalizowanym przy śluzie w Dąbrówce, swoje niewielkie gospodarstwo ma Polak. Swoją tożsamość manifestuje namalowanym na ścianie stodoły białym orłem w koronie. Władzom było to naturalnie nie w smak, dlatego czyniono kilkukrotne próby wykupienia gruntu. Jako, że uparty Polak trwał przy swoim, zwrócono się z prośbą o zasłonięcie godła, żeby nie kłuło tak w oczy turystów wypoczywających przy śluzie. Na tyle nasz dzielny rodak się zgodził, aczkolwiek czujny wzrok bez trudu zauważy biało-czerwone godło.

Grodno 2010-06-06
Do Grodna trafiliśmy akurat w okresie odbywającego się co dwa lata Festiwalu Kultur, w czasie którego prezentowali się reprezentanci narodowości zamieszkujących Białoruś. Zwiedzanie miasta odbywało się więc przy akompaniamencie muzyki rozlegającej się ze sceny ustawionej na centralnym placu, co niewątpliwie dodawało kolorytu miejskiej wędrówce.
W ciągu całego niemal dnia Włodek i Natalia pokazali nam najważniejsze zabytki miasta, nie dając po sobie poznać, że mają nas i naszych pytań dość :) Ich znajomość miasta zrobiła na nas duże wrażenie, normalnie za tak fachowych i sympatycznych przewodników trzeba by zapłacić spory worek rubli :)
Widzieliśmy więc oba grodzieńskie zamki; Stary - wybudowany jeszcze przez księcia Witolda, oraz Nowy z wieku XVIII, gdzie odbywały się sejmy generalne. Na grodzieńskim zamku abdykował ostatni król Polski.
Zajrzeliśmy do jednej z najstarszych w naszej części Europy cerkwi, dwunastowiecznej świątyni pw. Borysa i Gleba. Jedna z jej ścian w wieku XIX zawaliła się z powodu osunięcia skarpy Niemna; nowa została wybudowana już z drewna. Spod cerkwi oraz zamków rozciąga się piękny widok na Niemen oraz przeciwległy brzeg.
Mimo, że dość poważnie zdewastowana wewnątrz i na zewnątrz, duże wrażenie robi synagoga powstała w 1905 roku w miejscu poprzedniej, którą strawił pożar. Jakiś czas temu rozpoczęto jej renowację, jednak została ona przerwana przez bankructwo finansującego ją funduszu z Izraela. W pobliżu synagogi w czasie wojny znajdowało się getto.
Na zakończenie wycieczki wstępujemy do sklepu fabrycznego firmy cukierniczej Spartak, gdzie zaopatrujemy się w słodycze. Wybór jest duży, ciężko się zdecydować. Mimo, że kupiliśmy sporo łakoci, po dwóch dniach nie ma po nich śladu :(
Ogólnie rzecz biorąc Grodno jest naprawdę pięknym miastem, zdecydowanie wartym odwiedzenia, zwłaszcza, że znajduje się tuż za miedzą. A'propos miedzy: postanowieniem konferencji jałtańskiej było, że granica polsko-sowiecka ma przebiegać wzdłuż linii Curzona, czyli na tym fragmencie oznaczałoby to pozostanie lewobrzeżnego Grodna przy Polsce. Stało się jednak niestety inaczej, granica została odsunięta o kilkanaście km na zachód.

Warto? 2010-06-07
Jednym słowem - WARTO! A rozwijając myśl, powiem po prostu co nas zaskoczyło pozytywnie w Białorusi i Białorusinach.
Primo po pierwsze: Bardzo przyjaźni ludzie. Wszędzie spotykaliśmy się z wyrazami sympatii, każdego można było poprosić o pomoc czy wskazanie drogi. Może to dlatego, że jedna czwarta mieszkańców Grodzieńszczyzny to Polacy, a i na pozostałym obszarze spotkanie rodaka nie jest wielką trudnością?
Primo po drugie: Bezpieczeństwo. Jechaliśmy tam zarażeni nieco stereotypami, rzeczywistość okazała się zgoła inna. Nigdy nikt nas nie zaczepił, nawet słownie. Ilość patroli milicji na ulicach zdecydowanie ponad polską średnią, więc może dzięki temu na ulicach panuje spokój?
Primo po trzecie: Drogi, jakością moim zdaniem, poza nielicznymi wyjątkami, przewyższające nasze. A poruszaliśmy się nie tylko autostradą i drogami krajowymi. Poza tym - znaczna część średnich i dużych miast posiada obwodnice, prędkość przelotowa nie jest więc ograniczana przez wbijanie się do miast. A ponieważ ma znacznie mniejsze zaludnienie od Polski, na drogach poza dużymi miastami jest pusto.
Primo po czwarte: Czysto. Ulice wysprzątane, nie tylko w centrach miast. Specjalne ekipy, głównie zaktywizowani bezrobotni, ale też i młodzież w ramach "czynu społecznego", dbają o należyty wygląd otoczenia. Nie udało nam się również natrafić na pobazgrane sprajem ściany, co jest zmorą polskich miast.
Primo po piąte: Piękne zabytki i urzekająca przyroda. Mamy pełną świadomość, że przez te cztery dni udało nam się zaledwie "liznąć" ten kraj i obiecujemy sobie ponowną wizytę.
Niedoskonałości infrastruktury turystycznej oraz procedury graniczne (ale czyż nie jesteśmy tu sami sobie winni? To w końcu strefa Schengen pierwsza wprowadziła obostrzenia dla wschodnich sąsiadów) nie są w stanie przesłonić pozytywnych wrażeń z wizyty na gościnnej Białorusi.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Super podróż i relacja.
Pozdrawiam-) -
Fantastyczna podróż jak i relacja Marcinie! Cały dzień na nią poświęciłem (bo tekstu jak i zdjęć dużo) i bardzo mi się podobało:) Fakt faktem Wschodem się interesują, o Białorusi coś wiem, ale teraz wiem, że jednak mało wiedziałem:) Bardzo ciekawie napisany tekst, z masą informacji praktycznych jak i historycznych czy krajoznawczych - na pewno tekst się przyda dla wybierających się na zachodnią Białoruś:) Mam nadzieję, że kiedyś i mnie, bo ja także chętnie bym się tam kiedyś wybrał:) Współczuję tylko pogody, bo widać po zdjęciach że często było pochmurnie no i dodatkowo ten deszcz. Mam nadzieję, że twe kolejne wizyty tam były bardziej łaskawe w pogodę:) Pozdrawiam i duży plus dla Ciebie!
P.S. Wg mnie nie jest prawdą to, ze media kłamią, czy też zakłamują wizerunek Białorusi, po prostu są jednowymiarowe w odniesieniu do tego kraju, gdyż pokazują Białoruś tylko w jednym kontekście: dyktatorskich rządów Łukaszenki. A te niestety wpędzają jego kraj niestety w kłopoty. Ale poza tym, to także bardzo ciekawy kraj z turystycznego punktu widzenia, i ty ten punkt świetnie ukazałeś i szkoda, ze media u nas nie pokazują także tego oblicza Białorusi. -
Niezwykle pogodnie opisałeś te miejsca, nie brakuje uroku wielu z nich i do tego śliczne zdjęcia :)
-
Ciekawa relacja o terenach już częściowo niestety u nas zapomnianych. Ciekaw jestem, czy pewne rejony utrzymały swoją wielokulturowość (co u nas się nie udało). Świątynie jak widać są odnowione, ale czy ktoś do nich zagląda poza turystami? Co do polityki - to jako dobrze pamiętający czasy PRLu wiem, że na pytanie cudzoziemca o władzę nie usłyszy się jej krytyki ;-). Tak samo jest na Kubie etc. Ale cóż, w różnych kulturach jest różna gradacja wartości - trzeba pamiętać, że państwowość białoruska jest młodej daty i dla wielu osób przerost zatrudnienia (czyli pełne zatrudnienie) jest ważniejsze niż mechanizmy demokratyczne, wolność pracy, niezawisłość sądów. etc. To jedyny z naszych sąsiadów, którego jeszcze nie odwiedziłem i Twoja relacja utwierdza mnie w przekonaniu, że już czas najwyższy ;-)
-
Marcin, gratulacje! Rzadko kiedy relacja z podrozt przyciaga tyle komentarzy i do tego tak tresciwych.
-
co do oceny sytuacji politycznej, skłaniam się ku komentarzom mis_w_sieci.by. swoją drogą, podobny "dylemat" jesli chodzi o oceny reżimu, miałem a kubie. tam, o dziwo, większość przypadkowo spotkanych osób też nie narzeka na klan castro. co nie zmienia faktu, że żyje się tam cięzko.
reszta w najlepszym porzadku. fajny, ciekawy, zajmujący opis i interesująca trasa. mi osobiscie zabrakło tylko "spotkania" z białoruską tatarszczyzną, ale jaj mam lekkie odchyły w tej kwestii, więc wybaczam:-D
ale na zdjęcia muszę znaleźć dłuższą chwilę;-) -
Wszyscy piszą „Marcienie” – więc i ja się przyłączę ;-)))
Po pierwsze: Nie broń się! – bo uważam, że twoja relacja ma więcej plusów niż minusów. Już sam fakt, że jest (i została wyciągnięta na pierwszą stronę gazeta.pl) – to już wielki plus „dodatni” ;-) I to, że starasz się przekonać czytelnika zarówno do samej Białorusi, jak i podróżowania na nią. I wspomniałeś, że Białoruś to spadkobierca WKL. Twoje obiektywne i subiektywne (czyli w moich oczach) błędy są drugo, a nawet trzeciorzędne.
I brałem pod uwagę, twoją uwagę, że zapewne wiele ci umknęło. Dlatego niepotrzebnie starałeś się ułagodzić obraz reżimu… Trza było zostawić ten aspekt w spokoju…
bartek_sleczka spod klawiatury mi wyjął: to, że przypadkowi ludzie nie poskarżyli ci się na Łukaszenkę (obrazowo) – o niczym kompletnie nie świadczy. Przypomnij sobie PRL – a jak nie pamiętasz spytaj starszych… Dodajmy do tego, że ludzie nie krytykują władzy – bo: nie wiedzą że może być inaczej, „władza to władza”, sądzą, że tylko na ich podwórku jest źle – bo oficjalna propaganda twierdzi, że ogólnie to „Republika” kwitnie jak nigdy w historii. I jest też różnica w porównaniu z PRL-em – Polacy zawsze byli bardziej krytyczni i odważniejsi w wypowiadaniu opinii o władzy. Choć obiektywnie dzisiejsza Białoruś jest nieco liberalniejsza od PRL w schyłkowym okresie (70-80-te). Jakbyś pojechał do ZSRS – i to nie stalinowskiego – ale i breżniewowskiego – to też byś narzekania na władzę nie usłyszał – a chyba tu się zgodzisz, że było to państwo biedne biedą swych obywateli i pozbawione szeroko rozumianej wolności… No i język: czy na tyle dobrze władasz białoruskim, lub rosyjskim by być w stanie wejść w bardziej skomplikowane i delikatne rozmowy?
Ja akurat mam znajomych i krewnych, niemal wyłącznie mających takie czy inne pretensje do dyktatora.
Zresztą – jak dla mnie – to najgorszym i najbardziej paradoksalnym aspektem obecnego reżimu (w czem jest wiernym spadkobiercą władzy sowieckiej), jest prześladowanie języka i kultury nominalnej nacji – czyli Białorusinów!
Dobrze, że nie spodziewałeś się tych idiotyzmów – ale mam wrażenie, że przeciętny Polak czegoś takiego właśnie się spodziewa po Białorusi. Głębokie uprzedzenia wobec Wschodu, nakładają się na informacje o wydarzeniach politycznych. Nikt w Polsce wprost nie pisze w prasie i nie mówi w telewizji, że na Białorusi milicja urządza powszechny chapun na ulicach. Ale Polak, ze swym błędnym przekonaniem o swojej wyższości wobec Wschodu i istniejących tam jakoby okropnościach – łączy to wszystko właśnie w taki diotyczny obraz. Jak nie milicja, to przestępcy – dla Polaka, na Wschodzie musi być dziko i niebezpiecznie i już. Nie ma gadania!
A pytanie o zakaz picia w publicznych miejscach – dziwi u podróżnika! Boże Ciało to święto w Polsce – nie na Białorusi! Więc wiązanie zakazu ze świętami jest nieco naiwne. Zakaz obowiązuje już teraz zawsze. Faktem jest, że z uwagi na sporą – ale nie olbrzymią ilość katolików – również katolickie (gregoriańskie) Boże Narodzenie jest dniem wolnym (Wielkanoc zawsze wypada w niedzielę – a poniedziałek nie jest już dniem wolnym). Ale to dotyczy tylko tego jedynego katolickiego święta religijnego.
Ja znałem to w formie: po pierwsze primo, po drugie primo… (a także: panie a głuche na lewo; panowie a głuche na prawo…) – ale przyjmuję wyjaśnienie – i nie wracajmy do tego więcej. (-:
-
Marcinie, bardzo dziękuję za ciekawą wycieczkę po Białorusi. Wybrałeś bardzo ciekawy kierunek - gratulacje. Fakt, że w cztery dni trudno rozwiać wszystkie mity, a poza tym, czy to są naprawdę mity? Pamiętam jeszcze dobrze (niestety) czasy Gierka, a potem stanu wojennego. Pewnie dla kogoś przybywającego na chwilę też wyglądało to całkiem nieźle, a ludzie nie wyrażali obcym swoich prawdziwych poglądów. Ale to nie jest akurat w tym wypadku najważniejsze.
Dużo bardzo fajnych zdjęć i ciekawy opis.
Pozdrawiam, bARtek -
mis_w_sieci.by > Bardzo dziękuję za uwagi, przyjmuję z pokorą. Info o twierdzy brzeskiej skorygowane.
Oczywistym jest, że w ciągu czterech dni nie jest możliwe poznanie kraju i jego mieszkańców w stopniu pozwalającym na autorytatywne wypowiadanie się na temat. Dlatego też zastrzegłem na wstępie, że są to moje subiektywne doznania. Nie wykluczam, że moi towarzysze mieli odczucia mniej lub bardziej odmienne.
Chciałbym sprostować, że bynajmniej nie spodziewałem się zobaczyć na Białorusi zasieków, szpiegów śledzących każdy krok cudzoziemca, czy kolejek w sklepach z pustymi hakami :) Kierowała mną właśnie przede wszystkim chęć przekonania się, że stereotypy funkcjonujące w naszym kraju, są przesadzone. Nie byłem w stanie, i nawet niespecjalnie mi ta tym zależało, zgłębiać przekonania polityczne mieszkańców Białorusi czy przeprowadzać sondę na temat ich zadowolenia z mieszkania w swoim kraju. Osoby, z którymi rozmawialiśmy nie narzekały na rzeczywistość bardziej niż my w Polsce.
Oczywiście - jest cenzura i nie ma swobody politycznej. Tyle, że nie miałem zamiaru kontestować wad i zalet ustroju. Gdyby tak było, spędzilibyśmy czas na poważnych dysputach zamiast cieszyć się obcowaniem z przyrodą, zabytkami i przyjaznymi Białorusinami :)
Co do zakazów "alkoholizowania się". Byliśmy w weekend "bożociałowy", nie wiem, czy takie reguły funkcjonują zawsze czy tylko przy okazji świąt i weekendów.
No i odnośnie primo, secundo, etc. Doskonale zdaję sobie sprawę ze znaczenia tych słów :) Użyte przeze mnie sformułowania pochodzą z jakiegoś polskiego filmu (nie pomnę tytułu) i bardzo mi się podobają. Uważam je za bardzo sympatyczne, podobnie jak "plusy dodatnie i plusy ujemne" :) -
www.fiedukowicz.pl
Piękna podróż. Tutaj podobna jakiś czas temu. Czekam na opinie.
pozdrawiam
www.fiedukowicz.pl -
pierwsze, drugie, trzecie primo - tak u nas mawia się dla żartu lub z ironią, szczególnie wobec tych, którzy lubują się w używaniu obcych słów bez ich znajomości. i tak zapewne sobie poczynał je2bnik ;)
problem z takimi żartami jest jednak taki, że przez ich popularność wiele osób sądzi, że tak się faktycznie mówi ;) -
We wrześniu 1939 przed Armią Czerwoną w twierdzy broniła się załoga Polska, ale wobec znacznej przewagi Rosjan, poddała się po trzech dniach.
**Brześć bronił się przeciw Niemcom – nie sowietom! I nie tyle poddał się ile załoga się wycofał. Niemcy oddali miasto bolszewikom – i z tej okazji była ta słynna wspólna defilada!
"tyran Łukaszenka" wyłożył niemałe zapewne środki.
**Ironia (cudzysłów) zupełnie zbędny. Łukaszenko jest tyranem (bez cudzysłowie) – ale jest to słabo – czy wręcz całkowicie nieuchwytne, w trakcie nawet długiego – pobytu turystycznego! Spodziewanie się, że na ulicach trwa wieczny harpun, milicja powszechnie i zauważalnie bije ludzi, czy turyści zagraniczni są prześladowani (pomijam konieczność meldunku i wyższe ceny w hotelach) to więcej niż naiwność. Tak jak „pozytywne rozczarowanie” tym, ze tych wszystkich bzdur, których się spodziewaliśmy nie ma!... Telewizja zasadniczo mówi prawdę o Białorusi i dyktaturze – tyle, że to po prostu jedynie wycinek białoruskiej rzeczywistości. Łukaszenko jest: despotą, tyranem, dyktatorem – ale szukanie atrakcji w stylu Korei północnej, czy ZSRS epoki Stalina – jest po prostu nie poważne…
W Baranowiczach zasadniczo nic ciekawego, poza cerkwią w centrum nie znaleźliśmy,
**To są minusy podróżowania własnym samochodem!!! Przy stacji kolejowej jest muzeum kolejnictwa – ale dworzec jest oddalony od centrum – i widocznie autor nie musiał się do niego zbliżać…
Na Białorusi funkcjonuje zakaz sprzedaży i spożywania alkoholu po godz. 24 na ulicy,
**Jeśli dobrze zrozumiałem wycieczka miała miejsce w trakcie majowego łykendu – właśnie wówczas wprowadzono zakaz spożywania piwa w miejscach publicznych przez CAŁĄ DOBĘ!...
Bo mimo, że jest tak sławne i położone bardzo blisko drogi Nowogródek - Baranowicze, nie jest oblegane przez dzikie tłumy.
**Nie w ten czas byłeś! Latem – przy upalnej pogodzie – jest oblegane przez tłumy – głównie (ale nie wyłącznie) od strony wspomnianej drogi. I raczej nie ze względu na literacką sławę – ale po prostu jest kąpieliskiem dla Nowogródka i (w mniejszym stopniu) Baranowicz.
Ilość patroli milicji na ulicach zdecydowanie ponad polską średnią, więc może dzięki temu na ulicach panuje spokój?
##114 milicjantów na(zdaje się) 10tys. w Polsce coś około 30. Ale – jak w PRL – to raczej ochrona władzy i prawomyślności, niż porządku na ulicach.
OGÓLNIE: trochę naiwnie i rzeczywiście różne rzeczy poumykały autorowi – ale zasadniczo jednak z dobrymi chęciami, pozytywnie i dość prawdziwie. Mnie jako bywalca Białorusi niektóre spostrzeżenia, czy refleksje nieco drażnią – ale sądzę, że dla kogoś kto na Białorusi nie był, bądź był: przejazdem, okazjonalnie, czy dawno – materiał może okazać się ODKRYWCZY.
Dziakuj wialiki! (((-;
Ps: primo, secundo, tertio, quatro, quinto… Primo – jak SAMA NAZWA WSKAZUJE – może być tylko pierwsze.
-
ooo... widzę, że nazewnictwo się przyjęło ;) błękitna strzała pozdrawia zieloną! ;)))
a wyprawa i relacja - świetne, jak zwykle u ciebie!! ;) pazdrawlaju -
Witaj, byłem na Białorusi wielokrotnie, znam też jej wschodnie tereny. To jest jednak skansen, może nie taki jak demonizują nasze media ale jednak skansen. Przerażająca jest władza milicji, w zasadzie nie masz nic do powiedzenia. Jest trochę krytyki władzy wśród ludzi, ale Łukaszenko może wygrać wybory bez fałszerstwa. Ale to są tylko pozory, fałszerstwem jest to wszystko co pokazują media, więc ludzie żyją w zafałszowanym świecie. Ogólnie w całym kraju jest bezpiecznie dla turystów, ale bywają miejsca jak na całym świecie niezbyt miłe...
Ładne fotki.
pozdrawiam. -
Marcinie, bardzo ciekawa podróż i relacja okraszona pięknymi zdjęciami. Byłem na Białorusi dwukrotnie i w dużej mierze podzielam Twoją opinię na temat tamtejszych dróg, bezpieczeństwa i życzliwości, a nawet serdeczności mieszkańców tego kraju. To, o czym pisze Kielec to też prawda, ale turysta tego raczej nie odczuwa. Trochę zaskoczyło mnie natomiast Twoje spostrzeżenie o drogich hotelach. Ja miałem okazję nocować w zupełnie przyzwoitym (aczkolwiek dalekim od luksusów) hotelu w Nowogródku i za pojedynczy pokój płaciłem ca 33 PLN (listopad 2009) i ca 58 PLN (maj 2010). Uważam, że za podobny standard w Polsce płaci się jednak znacznie więcej. Podobnie usługi gastronomiczne są moim zdaniem tańsze niż u nas. Jak by nie było, zgadzam się z Tobą, że pojechać na Białoruś zdecydowanie warto. Pozdrawiam.
-
Pewnie masz sporo racji i prawda leży gdzieś pośrodku. Niemniej jednak nie spotkaliśmy ludzi, którzy narzekali na władzę bardziej niż np. my na naszą. No chyba, że obawiali się, że jesteśmy prowokatorami i prawdy nie mówili :)
Mam jednak takie przemyślenie. Swego czasu Ukraina dostała niemal pełną swobodę i w krótkim czasie kraj został praktycznie zrujnowany. Po latach tej swobody ludzie znowu zwrócili się w stronę postsowieckiego "betonu" wybierając Janukowycza. Pytanie więc, co jest lepsze? Bo obecnie dysproporcja między UA a BLR jest zauważalna, i to na korzyść tej drugiej. -
dzisiaj zrezygnowała akurat Angelika Borys, bo ileż można bić się ze słoniem :(
-
ale żeś przesłodził tę opowieść :) ...z punktu widzenia turysty przebywającego 4 dni to wszystko tak wszędzie może wyglądać...inaczej jest gdy się tam mieszka na co dzień i wie czym to wszystko jest okupione...brakiem jakiekowliek swobody wyrażania poglądów, brakiem opozycji, brakiem wolnych mediów...generalnie wsiem po rowno, tawariszciom wse a wam g...Ale zazdroszczę destynacji, może te swoje oceny wówczas też zweryfikuję pod wpływem podróżniczego zachwytu :)
-
Marcinie, niestety strasznie wolno "chodzący" internet nie pozwolił mi dziś dojechać do końca Twojej białoruskiej podróży. Dużego plusa daję już dziś, a jutro ruszam dalej Twoim szlakiem. Pozdrawiam.
-
Co do Czesława, to... jakoś nie zastanawiałam się kiedy się urodził - no faktycznie, to wszystko zmienia:)
-
Już odpowiadam.
Rozmowy w 70% po rosyjsku, poza tym polski.
Jeśli chodzi o ceny, to jedzenie podobnie jak u nas, piwo tańsze (ok. 3 PLN w ogródkach piwnych), paliwo tańsze o co najmniej 30%.
Na Białorusi mieliśmy tylko trzy noclegi - dwa w hotelu w Baranowiczach (nie udało się namierzyć żadnej kwatery), a w Grodnie spaliśmy u Polaków z CS.
O Niemenie wiedzieliśmy. Trochę masz racji, bo urodził się w Polsce, jako że te tereny w 1939 (rok urodzenia Czesława) należały do Rzeczpospolitej. -
Doczytałam:)
Ciekawa opowieść i ciekawe miejsca:) I to co mówią o Łukaszence.
Mówiliście po rosyjsku?
O Niemenie wiedzieliście wcześniej czy wyczytaliście w przewodniku? Nie miałam pojęcia, że urodził się na Białorusi.
A cenowo jak?
Z opisu wynika, że głównie spaliście u couchsurfingowców, tak?
-
fascynująca opowieść :)
dzięki stereotypom niejeden z zachodu sądzi jeszcze, że po Lublinie chodzą białe niedźwiedzie... -
Zawsze jak czytam takie relacje to sobie myślę, że muszę kiedyś odświeżyć swój rosyjski i udać się na wschód:)
Dokończę wieczorem, ale plusa już mogę dać, bo to co przeczytałam zapowiada się nieźle.
W sezonie letnim na tym pozwoleniu można wpłynąć na Białoruś Kanałem Augustowskim.